sobota, 7 listopada 2015








Kontemplacja „oblicza Chrystusa” według świętych karmelu[1]
O. prof. dr hab. Jerzy Wiesław Gogola OCD

Kontemplacja „oblicza Chrystusa” według świętych karmelu[1]
„Chcę widzieć Boga” to znane słowa św. Teresy z Avila, pragnącej umrzeć już w dzieciństwie, by iść prosto do nieba. Wiele lat później zrozumiała, że nie trzeba umierać, aby widzieć Boga w niebie. Jest to możliwe już tu na ziemi. Dzisiaj jako Doktor Kościoła, jest mistrzynią wszystkich, którzy w wierze pragną kontemplować Boże oblicze, by z tego czerpać moc do dźwigania własnego krzyża i życia miłością w całej pełni.
„Sama tylko chwała Boża i cześć mieszkają na tej górze” to z kolei słowa św. Jana od Krzyża, jakie wypisał na szczycie góry, symbolu stanu doskonałości, do jakiego pokazuje drogę w swoich pismach. Droga na pewno nie łatwa, ale podjęta przez oblubienicę z Pieśni duchowej z niezwykłym zaangażowaniem. Czytając już sam poemat tego dzieła rozumiemy sekret takiej zdecydowanej miłości: „Uciekłeś jako jeleń,/Gdyś mnie wpierw zranił” (Strofa 1). Siłę napędową do drogi stanowi początkowe spotkanie z Chrystusem i rozpalenie serca Bożą miłością.
Opierając się na tekstach Ewangelii, niektórych dokumentach Kościoła i pismach mistrzów Karmelu, św. Jana od Krzyża i św. Teresa od Jezusa, podejmiemy próbę rozjaśnienia podjętego tematu.
1. Treść pojęcia „kontemplacja oblicza Chrystusa”
W znaczeniu obiegowym kontemplacja oznacza patrzenie z podziwem. Źródło podziwu znajduje się w przedmiocie kontemplowanym. Nie w każdym przypadku człowiek od razu dostrzega całe piękno oglądanych przedmiotów. W przypadku np. dzieł sztuki musi się jeszcze nauczyć „patrzeć”.
Przechodząc na grunt teologii można by powiedzieć, że kontemplacja jest również patrzeniem, ale nie oczyma ciała, lecz duszy. Kontemplujący musi zaangażować swoje duchowe władze, swoje „wnętrze”. Określając kontemplację w znaczeniu abstrakcyjnym św. Tomasz mówi, że jest onasimplex intuitus veritatis – prostym oglądem prawdy[2]. Prawdy zaś nie ogląda się oczyma, lecz umysłem. Kiedy to określenie zestawimy z Bożą prawdą zyskuje ono znaczenie prawie nowe. „Bóg jest Miłością”. Ogląd Prawdy, której źródłem jest Osoba Boga a nawet On sam jest Prawdą, musi dokonywać się w osobowym spotkaniu z Bogiem i czerpać charakterystyki z tego spotkania. Innymi słowy charakter kontemplowania Bożej Prawdy jest ściśle zależny od charakteru relacji Boga z człowiekiem, o której dowiadujemy się z Objawienia.
I tak: człowiek może spotkać Boga, ponieważ wcześniej został niejako spotkany przez Niego; może poznawać Boga, ponieważ został przez Niego odpowiednio uzdolniony. Wśród nadprzyrodzonych uzdolnień znajdują się dary Ducha Świętego, nadprzyrodzone sprawności bierne. Do życia kontemplacyjnego bezpośrednio odnoszą się trzy dary: mądrości, rozumu i wiedzy lub umiejętności[3]. Wiara zostaje oświecona przez dar rozumu, nadzieja przez dar umiejętności, a miłość przez dar  mądrości[4]. Dary te mają swoje korzenie w cnocie wiary wlanej. Najbliższy związek z życiem kontemplacyjnym ma dar mądrości. Dzięki niemu zostaje nie tylko udoskonalone nasze poznanie Boga, ale ponadto możliwe jest specjalne doświadczenie obecności Boga w nas[5].
Po drugie: w historii zbawienia inicjatywę posiada zawsze Bóg. Tak musi być również w kontemplacji. Bóg nie jest biernym przedmiotem kontemplacji. Nie jest jak obraz nieruchomy, przy kontemplacji którego absolutnie wszystko zależy od działania człowieka i od jego wrażliwości.
Wyrażenie „oblicze Chrystusa” spotykamy w ostatnich dokumentach Kościoła: Vita consecrata, Novo millennio ineunte, Incominciare da Cristo. Nawiązują one do sceny Przemienienia Jezusa.
W adhortacji VC znajdujemy wyrażenie „jaśniejące oblicze Chrystusa” a także „Ikona Chrystusa przemienionego”. W tej Ikonie odbija się „blask życia trynitarnego i świętych obcowania” (VC 14). W odpowiedzi na to objawienie człowiek nie tyle ma patrzeć, ile „przyjąć tajemnicę Chrystusa” (VC 16).
Adhortacja używa zamiennie wyrażeń: „promieniowanie oblicza Chrystusa”, „promieniowanie Słowa Wcielonego” (VC 15). Jest dla nas rzeczą oczywistą, że nie chodzi tu o spoglądanie w twarz, ale o uwagę na misterium Chrystusa. Wynika to zresztą z lektury Ewangelii: „Twarz Jego zajaśniała jak słońce” (Mt 17,2). Jednak głos z nieba nie każe zatrzymywać się na oglądaniu tego oblicza, ale na słuchaniu głosu Jezusa: „Jego słuchajcie” (Mt 17,5). Nie patrzenie jest najważniejsze, chociaż widok przemienionego Jezusa niejako oszałamia uczniów, ale pełnienie woli Bożej. Patrzenie będzie istotne w niebie: visio beatifica.
Instrukcja „Rozpocząć na nowo od Chrystusa” w numerze 23 „Kontemplować Oblicze Chrystusa” utożsamia „oblicze Chrystusa” z Osobą Chrystusa i wskazuje na konkretne „miejsca” kontemplacji, które są oczywiście miejscami obecności Chrystusa. Są to te same miejsca, o których mówił Sobór Watykański II w Konstytucji o Liturgii: Słowo, Sakramenty, Eucharystia, wspólnota modlących się, każdy człowiek, zwłaszcza ubogi i cierpiący, wydarzenia radosne i smutne, próby i radości, cierpienia i choroby. W ten sposób można kontemplować oblicze radosne, oblicze cierpiące i oblicze wyniszczone nędzą a jednocześnie oblicze Zmartwychwstałego (RNC 23). W omawianej Instrukcji szczególnie podkreśla się obecność Chrystusa „w codzienności”, „w konkrecie życia”.
W tym momencie nasza myśl spontanicznie biegnie do zjawień Jezusa po zmartwychwstaniu. Jezus tak bardzo utożsamił się z bliźnim, że nawet najbliżsi nie od razu Go rozpoznają, a gdy Go rozpoznają wysyła ich z misją głoszenia światu Dobrej Nowiny (Mt 28,17-20).
Zatem istnieje możliwość kontemplacji nie tylko misterium Chrystusa Przemienionego (VC 29), Ukrzyżowanego (VC 23), dziewiczego, ubogiego i posłusznego (VC 21-22), ale również Chrystusa obecnego w bliźnich. Aspekt kontemplacji Misterium Chrystusa jako takiego jest niejako źródłowy w stosunku do misterium Chrystusa obecnego w bliźnich (por. VC 29).
Jan Paweł II wskazuje także na dwa cele kontemplacji oblicza Jezusa: utwierdzenie się w wierze oraz nie załamanie się w obliczu prześladowań (VC 15).
W ujęciu mistrzów Karmelu, św. Jana od Krzyża i św. Teresy, sprawa wygląda identycznie. Nigdy nie chodzi im o wyobrażeniowe skupianie się na osobie Chrystusa, ale o żywe i osobowe spotkanie z Nim oraz zjednoczenie w miłości, które stanie się źródłem ewangelicznej mądrości („mądrość miłości”), a co jeszcze ważniejsze źródłem niezwykłej płodności apostolskiej.
2. Świętego Jana od Krzyża kontemplacja Chrystusa w wierze
Już przez ten tytuł pragniemy ukierunkować nasze oczekiwania na słowo Mistycznego Doktora Karmelu w omawianej przez nas kwestii. Główną troską edukacyjną naszego Autora jest wpojenie uczniowi przekonania, że u podstaw całego duchowego przedsięwzięcia jest Bóg żywy i osobowy, który w sposób wolny objawia się i udziela człowiekowi, zapraszając go do komunii z Sobą. Czymś równie istotnym jest droga do Boga, czy inaczej mówiąc środek spotkania i poznania Boga. Jest nim czysta wiara. Dzięki czystej wierze człowiek może spotkać Boga takiego, jaki się objawił: bliskiego, nieogarnionego, oślepiającego swoim światłem duchowy wzrok człowieka[6]. Wiara jest wielkim i niezasłużonym darem, który pozwala człowiekowi przyjąć objawione misterium i uczynić z niego podstawę swojego życia i swojej historii. Wielki mistyk ostro krytykuje poszukiwanie Boga drogą nadzwyczajnych objawień. Mówiąc o poznaniu przez objawienie nadprzyrodzone i przez wiarę, Doktor Mistyczny obrazuje je proporcją, jaką tworzy kropla wody w stosunku do całego morza. „W pierwszym sposobie oświecenia otrzymuje dusza poznanie: jednej, dwu czy trzech prawd, w drugim zaś udziela się jej ogólnie cała Mądrość Boża, tj. udziela się jej przez wiarę Syn Boży” (DGK II, 29,6).
„Kto zaś nie tylko ceni sobie wspomniane pojmowania wyobrażeniowe, lecz i sądzi, że Bóg podobny jest do któregoś z nich i że przez nie prowadzi droga do zjednoczenia z Bogiem, jest w zupełnym błędzie. Jeśli nadal pójdzie tą drogą, będzie powoli tracił w umyśle światło wiary, za pomocą którego ta władza łączy się z Bogiem” (DGK III, 12,3).
„Taka droga nadzwyczajna jest niepotrzebna, mamy bowiem rozum, prawo i naukę Ewangelii, które aż nadto wystarczają. Nie ma takich trudności czy potrzeb, których by nie można rozwiązać za ich pomocą i to z większym upodobaniem Bożym i z większym pożytkiem ducha” (DGK II, 21,4).
Błąd nie polega na posiadaniu myśli i wyobrażeń o Bogu, ale na utożsamianiu ich z Bogiem. Taka postawa grozi tym, że człowiek bardziej umiłuje własne pojęcia o Bogu, niż samego Boga.
W celu osiągnięcia zamiaru dydaktycznego Doktor Mistyczny używa nawet języka ironii w odniesieniu do nadzwyczajnych doznań duszy:
„Sądzą (posiadający objawienia), że wydarzyła się rzecz wielka, że Bóg do nich przemówił, a to było trochę więcej niż nic, lub nic zgoła, lub nawet mniej aniżeli nic. Czymże bowiem jest to, co nie rodzi w duszy pokory, miłości, umartwienia, świętej prostoty, milczenia...?
Takie dusze niech uczą się nie cenić niczego z tych rzeczy, a umacniając wolę w pokornej miłości, niech uczą się chodzić w prawdzie i miłują cierpienie, naśladując życie i umartwienie Syna Bożego. Ta bowiem droga wiedze do pełni dobra duchowego, a nie liczne rozmowy wewnętrzne” (DGK II,29,5.9).
W mistycznym zjednoczeniu należy szukać osobowego Boga, a nie skupiać się na własnych doznaniach.
Bóg jest podmiotem czynnym objawienia, a nie bierną Prawdą, którą wierzący powinien uchwycić własnym staraniem i wysiłkiem. W komentarzu do 12 strofy Pieśni duchowej promienie Bożych prawd Doktor Mistyczny nazywa poetycko „oczami”.
„Prawdy te [...] podaje nam wiara w swych artykułach zakryte i niejasne. Mówi więc dusza niejako: O, gdyby te prawdy, które ty wiaro podajesz mi niejasne i ciemne w swych artykułach, ukazały mi się już teraz jasne i odsłonięte z wszelkich form! Tego pragnę gorąco. „Te prawdy wiary nazywa tutaj oczyma, przez wzgląd na bliską obecność Umiłowanego, którą tak czuje, że wydaje się jej, iż już zawsze na nią patrzy” (PD 12,5).
Nie tyle człowiek patrzy, analizuje prawdy wiary, ale jest odwrotnie. Bóg udziela się człowiekowi takim, jaki jest i dlatego staje się udręczeniem dla niego i jednocześnie Kimś fascynującym. Fascynacja płynie z Jego piękna i dobroci. Boże Objawienie oznacza przyjacielską obecność, nie zaś intelektualną pewność. Wiara przekracza pewność intelektualną; jest bowiem ufna, przepełniona miłością i nieustraszona. Człowiek wiary nie zniechęca się małą znajomością Misterium, ale niejako rzuca się w jego otchłań.
Do kroku w kierunku Boga, niepojętego dla ludzkiego umysłu potrzebna jest miłość. Jan od Krzyża, podobnie jak św. Tomasz, przypomina, że oprócz tego zarysu wiary w duszy, czyli tych patrzących oczu Oblubieńca, mamy także do czynienia z zarysem miłości (PD 12,7). Miłość wyzwala w duszy tęsknotę za Umiłowanym. A im bardziej wierzący zbliża się do Boga, tym większe czuje pragnienie Umiłowanego (PD 13,1).
Wiara teologalna istotnie jest dziełem głównie miłości, ale i viceversa, miłość teologalna jest dziełem wiary. W miarę, jak gęstnieją ciemności nocy i znikają pewności intelektualne, wierzący przesuwa centrum swojego zainteresowania w stronę miłości. „Nie miałam wodza ni światła innego ponad ten ogień, co w sercu mym gorzał. On mnie prowadził jasnością, bezpieczniej, niźli światło południowe”[7]. Udzielająca się miłość Boża daje mądrość i smakowite poznanie nadprzyrodzonej rzeczywistości. Taką wiarę złączoną z miłością Doktor Mistyczny nazywa kontemplacją. Ideałem wiary jest właśnie poznanie miłości. „Pojęcie ciemne i ogólne jest tylko jedno, tj. kontemplacja, którą otrzymuje się przez wiarę. Wtej kontemplacji chcemy stawić duszę, prowadząc ją do niej poprzez wszystkie inne pojęcia i ogołacając ją z nich” (DGK II, 10,4).
Zjednoczenie wierzącego z Bogiem dokonuje się przez Chrystusa, w Chrystusie i z Chrystusem. W Drodze na Górę Karmel (II, 22). Jezus Chrystus jest ukazany jako ostateczne Słowo Ojca, przez które wszystko zostało powiedziane. W obecnym czasie do głębszego poznania Boga należy więc dążyć wsłuchując się w to Słowo. Mediacja Chrystusa dokonuje się poprzez sakramenty. Dzięki ekonomii sakramentalnej to, co boskie przybiera formy zrozumiałe dla człowieka. Kładzie się nacisk na wykorzystanie wszystkich ludzkich mediacji spotkania z Bogiem: Kościół, sakramenty, wiedza, świadectwo wiary, słowo bliźniego, etc.
Jan od Krzyża wskazuje jeszcze miejsce zjednoczenia z Bogiem, kontemplacji, słuchania Słowa Wcielonego i precyzyjnie pokazuje środki, które do tego prowadzą:
„Aby więc ta spragniona dusza mogła znaleźć swego Oblubieńca i połączyć się z Nim w miłosnym zjednoczeniu tak, jak to jest możliwe już w tym życiu..., skoro o to prosi swego Oblubieńca, dobrze Go będzie wyręczyć, odpowiedzieć jej i wskazać najpewniejsze miejsce, gdzie się On ukrywa... W związku z tym trzeba zaznaczyć, że Słowo, czyli Syn Boży, wraz z Ojcem i Duchem Świętym, istotowo i osobowo ukrywa się w najgłębszym wnętrzu duszy...
Wprawdzie, o duszo, podałem ci już sposób, jaki masz stosować, aby odnaleźć Oblubieńca w twojej kryjówce, ale jeśli chcesz jeszcze raz usły­szeć, posłuchaj słów pełnych treści niedostępnej prawdy. Masz Go szu­kać w wierze i w miłości, nie pragnąc zadowolenia z czegokolwiek, ani nie pragnąc korzystać z niego ani rozumieć bardziej, niż musisz wiedzieć. Są one bowiem (wiara i miłość) niczym dwaj chłopcy, przewodnicy człowieka niewidomego, którzy cię poprowadzą tą drogą, której jeszcze nie znasz, do miejsca, gdzie Bógsię ukrywa. Wiara bowiem jest tym se­kretem, o którym mówiliśmy, i jest nogami, przy pomocy których dusza idzie do Boga. Miłość zaś jest przewodniczką, która ją do Niego prowadzi” (PD l, 6-11 n).
Jak tym jak praktycznie spotykać się z tym Oblubieńcem obecnym w duszy pouczy nas już św. Teresa od Jezusa.
3. Świętej Teresy doświadczenie Chrystusa
O teologicznych założeniach mistyki św. Jana od Krzyża należy pamiętać przy studium pism św. Teresy, która, nie mając wykształcenia teologicznego, stosuje metodę opisową. Źródłem jej pedagogii kontemplacji jest Chrystus osobiście spotkany i umiłowany, żywa księga mądrości.
Zgodnie z przekazem autobiograficznym, zawartym w księdze życia, Twierdzy wewnętrznej, a także Sprawozdaniach chrystologiczne doświadczenie św. Teresy posiadało trzy etapy: 1) poszukiwanie Chrystusa, 2) spotkanie z Chrystusem cierpiącym i wewnętrzna przemiana, 3) spotkanie ze Zmartwychwstałym i dominacja Jego inicjatywy[8].
3.1. Terezjańskie poszukiwanie Chrystusa
Przez pierwszych 20 lat życia zakonnego Teresa szukała Jezusa, ale nie należała całkowicie do Niego, gdyż była wewnętrznie podzielona[9].
Miejscem poszukiwania Chrystusa przez Teresę była Ewangelia (por.Ż 9,4).
Przejmuje niejako strategię kobiet z Ewangelii, by przestawać z Jezusem: Samarytanki, Magdaleny (por. Ż 9,2; 30,19). Poszukując spotkania z Chrystusem Teresa wychodzi od własnej historii i idzie do Ewangelii. Taka będzie jej stała metoda (por. Ż 8,12).
Znaczące fakty na tej drodze poszukiwania Chrystusa to:
– doświadczenie pustki po rezygnacji z ludzkiej miłości, która zaczęła się w niej rodzić (Ż 2,9);
– spotkanie w klasztorze Augustianek pewnej niezwykłej mniszki (Marii de Briceno),
– lektura i rozważanie męki Pańskiej,
– decyzja obrania życia zakonnego, która była ze swej natury chrystologiczna (ż 3,6).
Metoda poszukiwania Chrystusa w pierwszych latach życia zakonnego była następująca: „Starałam się, o ile to było w mojej możności przedstawiać sobie obecnego we mnie Jezusa Chrystusa, Pana naszego i wszystko dobro nasze; ten był mój sposób modlitwy. Rozważając jakiś szczegół Jego życia, wyobrażałam sobie, jakby się spełniał we wnętrzu duszy mojej” (Ż 4,7; por. także 9,4.6). Ucząc innych początkujących podsuwa im tę samą metodę: „Może stawiać siebie w obecności Chrystusa, jakby Go widziała na oczy i przyuczać się powoli do coraz gorętszego rozmiłowania się w świętym Człowieczeństwie jego i trzymać się ustawicznie towarzystwa Jego” (Ż 12,2; por. także 21, 1.3; 13,11.22). Stałym tematem jej modlitwy stanowiło Człowieczeństwo Chrystusa.
3.2. Przemiana Teresy
Teresa odkrywa Chrystusa nie tylko na kartach Pisma świętego, czy w odległej zbawczej historii, ale we własnym życiu, we własnej historii zbawienia. Osobowe spotkanie Teresy z Chrystusem było po części wydarzeniem, faktem, który, jak w przypadku Pawła, ma określoną datę historyczną, a po części było długim procesem wejścia w żywe misterium Chrystusa. Teresa liczy sobie wówczas prawie 40 lat życia i dwadzieścia lat życia zakonnego. Walczyła ile mogła z przeciętnością. W końcu uznała, że trzeba zrezygnować z polegania na samej sobie a całkowicie zaufać Chrystusowi (Ż 8,12)[10]. Jest to moment, w którym czyta „Wyznania” św. Augustyna. Jawi się przed nią obraz Chrystusa cierpiącego (por. Ż 9, 1-3). O tym wydarzeniu, które zmieniło kierunek jej życia duchowego, opowiada w rozdziale 9 Księgi Życia. Miało to miejsce przed obrazem Chrystusa cierpiącego, który sprowadzono do klasztoru na jakąś uroczystość (por. Ż9,1; 10,1)[11]. Przed Nim doznaje wewnętrznego wstrząsu i przemiany.
Chrystus staje obok jako osoba, jako Pan i Przyjaciel. Od tego momentu w duszy Teresy jest pewność. Teresa podobnie jak Paweł jest pewna, że spotkała Zmartwychwstałego Pana, że On jest Zbawicielem i tym, który obdarza misją. „Wiem komu zaufałem i jestem pewien...” (2 Tym 1,12). Słaba i samotna kobieta doświadcza tej pewności na podobieństwo wielkiego Apostoła, czując z dnia na dzień coraz większą moc Bożą, która kształtuje jej życie i nadaje mu sens[12].
Swoją ostatnią walkę w celu uwolnienia się od nieuporządkowanych uczuć opisuje w 24 rozdziale (v. 5-8). To, czego ona nie potrafiła sama osiągnąć przez wiele lat Pan potrafił dać jej w jednym momencie[13]. Uwolniona od niezdrowych przyjaźni mogła całą swoją istotą miłować Chrystusa. Może zachwycać się w pełni pięknem Chrystusa, miłować Go i czekać na Niego (por. Ż 37,4-5).
„Widzenie Chrystusa Pana pozostawiało wyryty w duszy mojej obraz piękności Jego; dotąd Go noszę w sobie. Dość byłoby na to ujrzeć Go raz; jakże daleko więcej, gdy Pan tyle razy tej łaski mi użycza. (...) Lecz odkąd dano mi było ujrzeć Bożą piękność Pana mego, żadnej już nie masz śmiertelnej istoty, która by w oczach moich mogła z nią wytrzymać porównanie i myśl i serce me zająć...”
Z tych widzeń, w których Pan mi się ukazywał coraz wyżej rosła we mnie miłość i ufność ku Niemu. Tak ustawicznie z Nim przestając, coraz lepiej Go poznawałam. Widziałam, że będąc Bogiem, jest także i człowiekiem, i nie dziwi się ułomności ludzkiej, bo zna nędze utworzenie nasze... Choć to Pan, mogę przecie rozmawiać z Nim jak z przyjacielem, bo widzę i czuję, że nie jest to pan na podobieństwo tych, których tu na ziemi mamy za panów, a którzy całą swoją wielkość zasadzają na okazaniu swojej wielkości i wielmożności” (Ż 37,4-5).
Po duchowej przemianie, jaką w formie bezosobowej opisuje posługując się przykładem przepoczwarzania się jedwabnika (por. Ż 23,1; M. V, 2,7-9), Teresa doświadczyła, że niejako „urosły jej skrzydła”[14]. Od tego momentu podobnie jak Apostoł Paweł staje się głosicielem miłosierdzia Bożego. Dla niej Chrystus jest żywą księgą, a Jego święte Człowieczeństwo jest „całym naszym dobrem” (por. Ż 22,6.7.10.17).
3.3. Spotkania ze Zmartwychwstałym
Po około dwóch latach od doświadczenia przed obrazem Chrystusa ma miejsce inne zdarzenie:
„W dzień chwalebnego św. Piotra, będąc na modlitwie, ujrzałam tuż przy sobie, czyli raczej uczułam bo oczyma ciała ani oczyma duszy nic nie widziałam, uczułam więc, tak mi się zdawało, tuż przy sobie obecnego Chrystusa Pana, i wyraźną, jakby naoczną miałam pewność, że to On do mnie mówi... Zdawało mi się, że ciągle mam przy boku Pana Jezusa, choć nie widziałam postaci Jego, bo widzenie to nie było w wyobraźni; czułam jednak bardzo wyraźnie, że On wciąż stoi przy mnie z prawej strony i że widzi wszystko, co robię” (Ż 27,2).
Jest to początek jej licznych spotkań paschalnych (por. Ż 28,3; Ż 40,5), których kulminację stanowi łaska mistycznych zaślubin (por. Sprawozdania 35; TW VII, 2,1-7).
4. Terezjańska pedagogia kontemplacji Jezusa
Oblicze Chrystusa można kontemplować we wszystkich miejscach jego obecności. Na tym jednak miejscu pragniemy skupić się na kontemplacji Jezusa podczas modlitwy. Aby nauka ta mogła być odniesiona do wszystkich wierzących uwzględnimy metodę modlitwy skupienia, którą należy traktować jako sposób współpracy z łaską, mogący zaowocować darem mistycznej modlitwy skupienia[15]. Święta Teresa daje ten wykład w kontekście wyjaśniania słów modlitwy Pańskiej: „Któryś jest w niebie”. Teresa rozpoczyna od ustalenia gdzie jest niebo, wskazując na własne serce[16].
W dalszym ciągu tego komentarza znajdujemy definicję omawianej modlitwy. „Nazywa się ten sposób modlitwą skupienia, dlatego że dusza skupia tu wszystkie władze swoje i wchodzi w siebie razem z Bogiem swoim...” (D 28,4).
W tym określeniu można wyodrębnić trzy momenty: skupienie swoich władz, wejście w siebie, spotkanie z Bogiem. Te trzy działania są ze sobą ściśle powiązane. Stąd w praktyce nie jest rzeczą możliwą praktyka jednego z nich bez drugiego.
3.1. Skupienie zewnętrznych i wewnętrznych władz w sobie
Dzieło skupienia wymaga oderwania poszczególnych władz od ich naturalnego przedmiotu zainteresowania i skierowania ku wnętrzu duszy. Tym władzom trzeba następnie dać inny przedmiot zainteresowania, inaczej pozostaną bezczynne i człowiek pozostanie w psychologicznej pustce. Trud skupienia nie od razu przynosi owoce. Teresa wyznaje, że sama przez długie lata była niezdolna utrzymać myśli na jednym przedmiocie (D 26,2). Nauczyła się jednak tego, że Bóg nie pozostawi człowieka, który podejmuje ten trud zbyt długo samego: „...przyjdzie i towarzystwem swoim nas pocieszy. Nie dojdziemy do tego przez rok, więc dalej starajmy się i pracujmy, dojdziemy później” (D 26,2). „Szczęścia tego nie nabywa się bez trudu. Nie żałujcie (...) na miłość Boga was proszę, czasu i pracy poświęconych na osiągnięcie tak wielkiego dobra; przy pomocy Bożej w rok jeden, może w pół roku, dojdziecie, upewniam was, do celu” (D 29,8). Potrzebna jest stopniowa praca. Odrywanie zmysłów od ich przedmiotów i skupianie na przedmiocie nadprzyrodzonym powinno się robić najpierw przez krótkie chwile, po wiele razy, potem przez dłuższe. W ten sposób należy niejako nawracać swoje zmysły. Np. w ten sposób: „Gdy mówi, niech pomni, że ma z kom rozmawiać we własnym wnętrzu; gdy słucha, niech pomnie, że naprzód słuchać ma Tego, który jest tuż przy nim (...) Niech się ćwiczy w tym skupieniu na każdy dzień po wiele razy, jeśli może, jeśli nie, to choć kilka razy na dzień” (D 29,7). I chociaż zmysły za chwilę znowu się rozpierzchną, fakt, że chociaż na moment były nam posłuszne, wychodzą poddane i uległe i już tak nie szkodzą (D 28,7).
3.2. Wejście w siebie
Gdyby człowiek nie wierzył, że jest świątynią Boga i mieszkaniem Trójcy Świętej, że jego dusza jest niebem (D 28,5), trud wewnętrznego skupienia nie miałby właściwego usprawiedliwienia. Ta prawda nie została odkryta przez Teresę, ale objawiona. Teresa nie zadowala się zwykłym przekazem tej objawionej prawdy, ale ukazuje ją bardzo sugestywnie używając obrazu świątyni, zamku, nieba, raju. Zanim w księdze Twierdzyużyje pięknego porównania duszy do drogocennego zamku, już w Drodze doskonałości mówi o wspaniałym pałacu duszy: „Przedstawcie sobie w duszy waszej pałac nad wszelki wyraz wspaniały, cały zbudowany ze złota i kamieni drogich, słowem taki, jaki tak wielkiemu Panu przystoi. Dodajcie do tego, że wspaniałość tego pałacu w znacznej części od was zależy. (...) Wyobraźcie sobie, że w tym pałacu mieszka on wielki Król, który w niepojętej dobroci swojej raczy być Ojcem waszym; zasiada On w tym pałacu na tronie wartości nieocenionej, którym jest serce wasze” (D 28,9). Tę wspaniałą pozytywną wizję ludzkiego serca w stanie łaski uświęcającej Teresa jeszcze piękniej nakreśli w swoim arcydziele Twierdzy (por. 1T 1,1).
Wierzący musi to wszystko wiedzieć zanim podejmie trud skupienia; musi wiedzieć w jakim kierunku zdążać i ku komu kierować swoje duchowe władze i pragnienia. „Ktokolwiek potrafi w taki sposób zamknąć się w tym małym niebie duszy swojej, która stała się mieszkaniem Tego, który stworzył niebo i ziemię, ktokolwiek przywyknie nie patrzeć na rzeczy zewnętrzne, i takiego szukać sobie miejsca do modlitwy, gdzie by się nic nie odbijało o jego uszy, co by mu mogło sprawić roztargnienie, ten niechaj będzie pewny, że idzie bardzo dobrą drogą” (D 28,5).
Dopiero odkrywają własne wnętrze i obecność Boga w duszy człowiek zdaje sobie sprawę ze swojej duchowej sytuacji. Dostrzega wewnętrzny bałagan, nieporządek, nieustanne przebywanie poza domem, i dopiero wówczas może rozpocząć właściwą pracę nad przemianą życia. Coś podobnego jak w życiu. Wydaje się nam, że mieszkamy normalnie. Kiedy jednak odwiedzi nas ktoś bardzo ważny zaczynamy się wstydzić nieporządku i może przepraszać za brak przygotowania do wizyty.
Bóg, zauważa Teresa, nie od razu ukazuje się wierzącemu w sposób jawny, by się nie przeraziła swoją małością (D 28,12). Przygotowuje ją na to spotkanie stopniowo, rozszerzając jej serce. Stąd Teresa zachęca do dania Bogu „wolnej ręki” w tym poszerzaniu naszego serca. Z nauki św. Jana od Krzyża jeszcze jaśniej wynika, że tylko Bóg może uczynić nasze wewnętrzne mieszkanie godnym siebie. Trzeba zgodzić się z prawdą o własnej małości i niegodności i w pokorze powierzyć się Bożemu działaniu. W tym kontekście Teresa wypowiada słynne zdanie: „Prawda, że Pan nie chce zmuszać woli naszej, więc przyjmuje, co Mu damy, ale całkowicie nam siebie nie odda, póki my się całkowicie nie oddamy Jemu” (D 28,12).
Porządek trzeba zrobić, bo „jakżeby mógł w takiej duszy działać(...) jeśli do tego pałacu napuścimy pełno pospólstwa i motłochu...?” (D 28,12).
3.3. Spotkanie z Chrystusem
Celem modlitwy, której uczy Teresa jest być we wspólnocie z Chrystusem, słuchać Go w głębi duszy, mówić do Niego i patrzeć na Niego z miłością. Relacja z Chrystusem jest bowiem na modlitwie najważniejsza. Skupienie jest środkiem do tego, by być bliżej Pana. A świadomość znajdowania się w czyjejś obecności sprzyja skupieniu. Teresa przedstawia duszę sprawiedliwego jako wspaniały zamek. Jednak na niewiele by się zdało wchodzenie do zamku, gdyby on był pusty i nie było w nim Pana. Skupienie wewnętrzne bez odkrycia w duszy obecności Chrystusa byłoby jak niebo bez Boga, albo tabernakulum bez Eucharystii.
Odkrycie obecności Chrystusa w duszy. Teresa uczy skupienia w oparciu o własne doświadczenie modlitwy. Opisując własne początki mówi: „Starałam się, o ile mogłam, przedstawiać sobie obecnego we mnie Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Taki był mój sposób modlitwy. Rozważając jakiś szczegół Jego życia, wyobrażałam sobie, jakby się spełniał we wnętrzu mojej duszy” (Ż 4,7).
„Nie umiejąc rozmyślać rozumem, trzymałam się takiego sposobu modlitwy: starałam się przedstawiać sobie Chrystusa w swojej duszy i najlepiej - zdaje mi się - wychodziło mi rozważanie tych tajemnic, w których oglądałam Go samego. Czułam, że będąc samotny i strapiony, i jakby potrzebujący pomocy, łatwiej mnie powinien dopuścić do siebie. Takich dziecinnych myśli miewałam wiele. Szczególnie też bardzo lubiłam rozważać Jego modlitwy w Ogrójcu i chętnie Mu w niej towarzyszyłam. Rozmyślałam o pocie i o smutku, który tam cierpiał. Chętnie, gdybym mogła, otarłabym Mu ten bolesny pot. Nigdy jednak, pamiętam, nie odważyłam się na to, bo widziałam przed oczyma tyle tak ciężkich moich grzechów. Tak pozostawałam tam z konającym Zbawicielem, jak mogłam najdłużej, o ile pozwalały na to obce moje myśli i roztargnienia, bo zawsze miewałam ich wiele, na swoje udręczenie” (Ż 9,4).
Jakkolwiek Teresa zdaje sobie sprawę, że jest rzeczą dziecinną współczuć Jezusowi, jakby On tego potrzebował, jednak metoda jest dobra. Teresa sięga do Słowa Bożego utożsamia się z niektórymi postaciami mi biblijnymi, jak Samarytanka, Magdalena. Na początku tej drogi wydaje się, że Teresa jest tą która podejmuje cały wysiłek spotkania z Panem, potem rozumie, że poszukiwanie nie jest jednostronne, gdy Chrystus wprowadza ją w swoje tajemnice.
Siła do szukania Chrystusa bierze się z wiary, że On pierwszy nas szuka i że nasz wysiłek jest jedynie odpowiedzią; patrzenie na Niego możliwe jest dlatego, że On pierwszy na nas spojrzał z miłością.
Wychowanie do towarzystwa. Pierwsza wskazówka Teresy dotyczy stawienia się w obecności Chrystusa. Teologicznym fundamentem praktyki Bożej obecności jest, jak wiadomo, obiektywna obecność Boga w duszy sprawiedliwego, nie zaś ludzka wyobraźnia odtwarzająca postać Chrystusa. Zatem praca człowieka zmierza do tego, by on sam stawił się w obecności Chrystusa, nie zaś przywoływał do siebie Chrystusa. „Może stawiać siebie w obecności Chrystusa, jakby Go widziała na oczy i przyuczać się powoli do coraz gorętszego rozmiłowania się w świętym Jego Człowieczeństwie, i trzymać się ustawicznie Jego towarzystwa. Z Nim rozmawiać i prosić Go o pomoc w swoich potrzebach i skarżyć się Jemu w swoich utrapieniach, i cieszyć się z Nim w swoich pociechach, by dla tych pociech o Nim nie zapomniała” (Ż 12,2).
Krytykując przesadne skupianie się na pracy umysłu, daje wskazówkę: „Niech raczej, jak mówiłam, postawią siebie w obecności Chrystusa Pana i bez natężenia rozumu cieszą się Nim i z Nim rozmawiają, nie siląc się na rozumowania i dowodzenia, ale przedstawiając Mu swoje potrzeby i z pokorą uznając Jego dobroć, iż pozwala przebywać nam w swojej obecności, kiedy tyle miałby powodów do odrzucenia nas od siebie. Przedmioty tych duchowych z Panem rozmów niech będą różne, dziś taki, jutro inny, aby duszy nie sprzykrzyło się jedną wciąż potrawę spożywać. Są to potrawy bardzo wyborne i pożywne. Skoro smak się przyzwyczai do nich, przynoszą one wielki pożytek dla duszy i niezliczone korzyści” (Ż 13,11).
Jak wynika z powyższych wskazówek wysiłek naturalnych władz posiada swoją niezastąpioną rolę w dziele współpracy z łaską, a także w trosce o to, by człowiek był obecny dla siebie. Jednak istota modlitwy kontemplacyjnej polega na aktach wiary i miłości. Dopiero one pozwalają oderwać się od siebie i spotkać się z Bogiem. „Dobrze jest, bez wątpienia, jakiś czas rozumem nad tym zastanawiać się i roztrząsać mękę, jaką tam Pan cierpiał, za co ją cierpiał, kto jest Ten, który tak cierpiał i z jaką miłością cierpiał. Lecz nie należy ciągle i wyłącznie wysilać się na wynajdywanie tych punktów. Lepiej spokojnie stanąć przy boku cierpiącego Pana, uspokoiwszy rozum albo tak go tylko może zajmując, by patrzył na Tego, który spogląda na niego, towarzyszył Mu, przedstawiał Jemu swoje prośby i z głębokim upokorzeniem cieszył się Jego obecnością, pamiętając przy tym na swoją niskość, iż nie jest godzien tak z Nim i przy Nim pozostawać” (Ż13,22).
Wychowanie do kontemplacji.: Centralne miejsce w terezajańskiej pedagogii skupienia zajmuje wewnętrzne spojrzenie: pozwolić rozumowi, „by patrzył na Tego, który spogląda na niego” (Ż 13,22), Modlitwa widziana jako relacja przyjaciół posługuje się językiem serca - miłością i duchowego wzroku – wiarą. Teresa popiera ważność duchowego spojrzenia doświadczeniem relacji z innymi ludźmi: „Nie wydaje się nam, że ludzie nas słuchają, kiedy do nich mówimy, jeżeli na nas nie patrzą” (D 29,5 pierwsza redakcja). Zauważa więc, że należy na Boga patrzeć, jeżeli chcemy Go słuchać. W rozdziale 26 Drogi znajdziemy całą teologię wzroku w kontekście modlitwy skupienia.
„Żądam tylko, byście na Niego patrzyły. A któż wam może tego zabronić? Co wam może przeszkodzić, byście, gdy nie zdołacie uczynić nic więcej, nie miały zwrócić na Niego, choćby chwilowo, oczu duszy waszej? Potraficie znieść widok rzeczy wstrętnych, a nie miałybyście patrzeć na rzecz najpiękniejszą, jaką sobie umysł nasz przedstawić zdoła...? Wiecie przecież, że Boski Oblubieniec nigdy swoich oblubienic z oka nie spuszcza. Czy więc wielką to wyda się wam rzeczą, byście... zamknąwszy oczy duszy na rzeczy zewnętrzne, zapatrywały się na niego? Zważcie, że jak sam mówi do oblubienicy w Pieśni nad Pieśniami, niczego więcej od nas nie żąda tylko spojrzenia” (D 26, 3).
Teresa komentuje stwierdzenie Jezusowe: „Kto zobaczył Mnie, zobaczył także Ojca” (J 14,6,9): „Kto by więc nigdy nań nie spojrzał i nie zastanawiał się nad tym, ile Mu zawdzięcza, i nad tą śmiercią, którą On za nas poniósł, ten nie wiem, jakim sposobem mógłby Go znać i służyć Mu pełnieniem dobrych uczynków” (2T 2, 11).
Pomocą mogą być tutaj obrazy. Potrzebny jest jednak proces interioryzacji spojrzenia: od materialnego obrazu należy przejść do spojrzenia duchowego. Wydaje się, że w naszych czasach informacji opiera się niezwykle mocno na obrazie. Natomiast w pedagogii modlitwy opieramy się bardziej na myśleniu. Jakiś kontrast. W tej samej logice wychowawczej mieści się używanie słów.
Podstawą tej działalności wierzącego jest przekonanie, że Pan jest obecny i patrzy na nas.
Wychowanie do słuchania. Skupienie jest również zdolnością słuchania, milczenia, w którym Chrystus przemawia jako Mistrz do ucznia. Właśnie w tej ewangelicznej perspektywie Mistrz-uczeń Teresa proponuje tę nową możliwość wspólnoty milczącej z Chrystusem. Natchnienie bierze z modlitwy Ojcze nasz. Powie: „Gdy więc usuniemy się na samotność przedstawmy sobie, że sam Pan nas uczy tej modlitwy, bo nigdy ten Boski Mistrz nie jest daleko od ucznia swego, ale jest tuż blisko i nie potrzeba podnosić głosu, aby nas usłyszał. Tego się zawsze trzymajmy, gdy odmawiamy Ojcze nasz, nie oddalajmy się od Mistrza, który nas tej modlitwy nauczył” (D 24,5). Nie chodzi tutaj o słuchanie jakich nadzwyczajnych głosów, ale otwarcie się na prawdę objawioną w Ewangelii.
Wychowanie do rozmowy. Kontemplacja nie wyczerpuje się na patrzeniu i słuchaniu. Jest w niej miejsce także na rozmowę. Modlitwa jest dialogiem, rozmową. Jest w niej wymiana spojrzeń i słów. Ponieważ Bóg wie wszystko bez wymawiania słów, ta rozmowa może odbywać się w głębokim milczeniu.
Chodzi to po prostu o realizację przyjaźni. Ona wzrasta w miarę dokonujących się spotkań, maleje w miarę ich zmniejszania się. Teresa radzi, „by mówić często z Nim” (D 26,9), pomagając sobie obrazkiem lub odpowiednią książką (D 26,10).
Włączenie w modlitwę osobistej sytuacji psychofizycznej. Kontemplowanie Jezusa nie wyobcowuje z tej ziemi. Modlitwa Ojcze nasz, jest  bardzo realistyczna, zawiera ludzkie potrzeby i problemy człowieka. Jednakże, Chrystus każe najpierw szukać Królestwa Bożego. Modlitwa Teresy zachowuje tę samą hierarchię wartości. Potrzeba wejść do wewnętrznego sanktuarium, spotkać się z Panem, zapatrzyć się na Niego i wsłuchać w Jego Słowo a następnie odpowiedzieć na wymagania miłości całym swoim konkretnym życiem. Nie stajemy przed Bogiem jako osoby wyobcowane z ciała i codzienności. Modlitwa, która ignoruje nasze ziemskie uwarunkowania chyba nie jest do końca autentyczna. Co innego, gdy Bóg nas niejako wyrywa z tej rzeczywistości i unosi ku sobie, by nam pokazać właściwe proporcje rzeczy.
Co innego gdy chodzi o pedagogię, stawianie pierwszych kroków na modlitwie skupienia. Tutaj wychodzi się od aktualnej sytuacji, np. od stanu własnej duszy. „Jeśli jesteście smutne i w strapieniu, patrzcie na Pana w Ogrójcu. Jaki smutek był w Jego duszy, iż jęczał i skarżył się na niego (...) Jeśli jesteście w usposobieniu radosnym, patrzcie na Pana zmartwychwstałego” (D 26, 5. 4). Modlitwa powinna opierać się na prawdzie serca i na prawdzie naszego życia. Kiedy człowiek jest obarczony ciężkim krzyżem, trudno by przed Bogiem udawał kogoś innego.
Chyba w tym kluczu należy odczytać pierwszą wskazówkę, jaką Teresa daje stającym do modlitwy: „Modlitwę należy poprzedzić roztrząśnięciem sumienia, odmówieniem aktu skruchy i znakiem krzyża świętego” (D 26,1). Wzorem człowieka modlitwy jest często dla Teresy celnik: Ż 15,9; D 31,6.
Zakończenie
– Karmelitańscy Doktorzy potwierdzają dane Ewangelii i nauczania Kościoła o kontemplacji „oblicza Jezusa”. Nie chodzi o oblicze jako takie, ale o misterium Chrystusa lub
misterium zbawienia. Liczy się nie tyle „patrzenie” ile otwartość na Boże zbawienie i dawanie świadectwa o tym, czego Bóg dokonuje w człowieku.
– Spotkanie z Chrystusem i kontemplacja Jego oblicza dokonuje się w czystej wierze. Wiara jest wielkim Bożym darem, w którym On sam nam się udziela, i wiara jest jedynym proporcjonalnym środkiem spotkania z Bogiem. Karmelitańscy Mistrzowie, zwłaszcza św. Jan od Krzyża nakazują w związku z tym dystans w stosunku do nadzwyczajnej drogi poznania Boga.
– Miejscem spotkania z Chrystusem i kontemplacji Jego oblicza jest przede wszystkim serce człowieka w stanie łaski uświęcającej. Kluczem do tej wewnętrznej twierdzy, jest modlitwa. Z nauki Teresy wynika, że każdy wierzący, jeżeli tylko zechce, może wejść na tę drogę prowadzącą do nieba własnej duszy, w którym przebywa Król ze swoim dworem.
– Kto odnajdzie Chrystusa w sobie, łatwo będzie Go mógł spotkać także w bliźnim i w całej swojej codzienności.

[1] Rozdział z książki: J.W. Gogola OCD, Mistycy i mistyka Karmelu, Kraków 2007, s. 95-117.
[2] Św. Tomasz, Suma Teologiczna, II‑II, 180, 3 ad 1.
[3] R. Garrigou-Lagrange, Perfection chrétiènne et Contemplation selon St. Thomas et St. Jean de la Croix, I, St. Maximin 1923, s. 365.
[4] Tamże.
[5] Por. G. Turbessi, La  vita  contemplativa. Dottrina tomistica e sua relazione alle  fonti, Roma 1944, s. 61.
[6] Por. F. Ruiz Salvador, Święty Jan od Krzyża. Pisarz - pisma – nauka, Kraków 1998, s. 712-749; tenże, San Giovanni della Croce mistico e maestro, Bologna 1989, s. 171-182; K. Wojtyła, Zagadnienie wiary w dziełach św. Jana od Krzyża, w: Wiara w postawie ludzkiej, „Homo meditans” – VI, Lublin 1991, s. 183-205.
[7] NC 3 i 4 strofa poematu.
[8] Bodaj najnowsze przedstawienie chrystologii terezjańskiej zawarte jest w: Secretariatus Generalis pro monialibus OCD, Żywy Chrystus św. Teresy od Jezusa, Formacja ustawiczna 6, Roma 1996. Opracowanie to nie wnosi jednak żadnego nowego spojrzenia na omawiany temat. Powtarza rzeczy znane od dziesiątek lat. Może to po prostu oznaczać brak rewelacji w tej materii. Por. także, T. Alvarez, Jesucristo en Teresa de Jesus, w; Estudios Teresianos III, Ed. Monte Carmelo, Burgos 1996, s. 353-363.
[9] „Żyłam skutkiem tego w wielkim udręczeniu, bo na rozmyślaniu jaśniaj poznawałam przewinienia swoje. Z jednej strony Bóg mię wzywał, z drugiej ja szłam za światem. Rzeczy Boże sprawiały mi wielką pociechę; rzeczy światowe trzymały mię na uwięzi. Chciałam snadź pogodzić z sobą dwie rzeczy tak przeciwne, życie duchowe z pociechami, z upodobaniami i rozrywkami zmysłowymi. (...) Dotąd się dziwię, jak mogłam tak długo wytrzymać i nie porzucić jednego albo drugiego” (Ż 7, 17).
[10] „Szukałam lekarstwa, czyniłam starania, ale snadź nie rozumiałam tego, że wszystka pilność nasza niewiele się przyda, dopóki odrzuciwszy bezwarunkowo wszelką ufność w samych sobie, nie położymy jej w Bogu” (Ż 8,12).
[11] Miał to być wizerunek Chrystusa z Magdaleną u Jego stóp (por. EFRÉN MONTALVA OCD, Santa Teresa por dentro, Madrid 1973, s. 194.
[12] Por. T. Alvarez, Jesucristo en Teresa de Jesús, w; Estudios Teresianos III, Burgos 1996, s. 358.
[13] „Od tego dnia takiego nabrałam męstwa do opuszczenia wszystkiego dla Boga, jak Jemu spodobało się w tej jednej chwili – bo dłużej to zdaje mi się, nie trwało – swoją służebnicę przemienić w innego człowieka” (Ż 24,8)
[14] Por. T. Alvarez, Jesucristo en Teresa de Jesús, a. cyt., s. 361.
[15] Droga doskonałości, rozdz. 26-29; Cytuję: D.
[16] „Święty Augustyn powiada, że szukał Boga wszędy wkoło siebie, aż wreszcie znalazł Go w samym sobie. Czy mały to będzie, sądzicie, dla duszy roztargnionej pożytek, gdy zrozumie tę prawdę i przekona się, że na to, aby mogła rozmawiać z Boskim Ojcem swoim i cieszyć się obecnością Jego, nie ma potrzeby wzlatywać aż do nieba ani modlić się głośno? On bowiem tak blisko jest, że i bez głosu ją usłyszy; nie potrzeba jej skrzydeł, aby latała szukając Go, ale dość jej udać się na samotność i patrzeń, i oglądać Go obecnego we własnym jej wnętrzu. I nie oddalając się od tego Gościa tak drogiego, z pokorą najgłębszą mówić do Niego jak do Ojca, prosić Go jak Ojca i cieszyć się Nim jak Ojcem” (D 28,2).

środa, 1 lipca 2015





Dr Cezary Sękalski
Duchowość małżeńska w świetle opisów stworzenia z Księgi Rodzaju.

Pojęcie duchowości małżeńskiej nie jest zbyt dobrze opisane w literaturze teologicznej[1]. Symptomatyczne, że w oficjalnych dokumentach Kościoła bodajże po raz pierwszy pojęcia duchowości w stosunku do małżeństwa użyto w dokumentach II Soboru Watykańskiego. W Dekrecie o Ekumenizmie, mowa jest o potrzebie nieustannej reformy Kościoła, której „Kościół, rozpatrywany jako ziemska i ludzka instytucja, wciąż potrzebuje”(6). Duchowość małżeńska została wymieniona tu w kontekście tego, „co nie dość pilnie w danych okolicznościach i czasie było przestrzegane w dziedzinie zasad obyczajowych, kościelnego ustawodawstwa, czy sposobu wyrażania doktryny, który stanowczo należy odróżnić od samego depozytu wiary” (6).

Jaka duchowość małżeńska?
Samo pojęcie duchowości według definicji Ks. Waleriana Słomki oznacza postawę, na którą składa się: „świadomość (poznanie) wartości nadprzyrodzonych, ich uznanie, czyli wpisanie w swoją hierarchię wartości, a także przejawiająca się w działaniu afirmacja tychże wartości”[2]. W sensie ogólnym definicja ta obejmuje każdą duchowość, jednak w szczegółach duchowości, nawet te wywodzące się z pnia chrześcijańskiego, różnią się od siebie i domagają się bardziej szczegółowej klasyfikacji. Dla ojców soborowych podstawą opisywania różnych form duchowości w Kościele był podział na trzy stany życia: kapłański, zakonny i świecki[3].  Z kolei Matanić proponuje szereg różnych klasyfikacji i choć wprost nie szereguje duchowości małżeńskiej, do żadnej z zaproponowanych grup, najbliżej jej do tej opartej na kryteriach antropologiczno-praktycznych, które akcentują takie dane, jak płeć, wiek, temperament, stan życia itp[4].  Widać zatem, że duchowość małżeńską z jednej strony powinno cechować uznanie wartości nadprzyrodzonych wpisanych w tę instytucję, a z drugiej odkrycie, uznanie i aframcja jej specyfiki antropologiczno-praktycznej, która  jest wynikim spotkania dwóch różnych płci w konkretnych warunkach wspólnego życia.
Jednym z ważnych źródeł poszukiwania i opisywania duchowości małżeńskiej jest Pismo Święte. I już na samym początku Starego Testamentu, w  dwóch opisach stworzenia, w Księdze Rodzaju znajdujemy pierwsze zręby tej specyficznej duchowości, mimo, że w żadnym z nich nie pada pojęcie małżeństwa. 

Elementy duchowości małżeńskiej w jahwistycznym opisie stworzenia
Oba opisy różnią się od siebie tym, że zostały napisane w dwóch tradycjach biblijnych i w różnym czasie. Chronologicznie pierwszym był opis zamieszczony na kartach Księgi Genezis jako drugi (por. Rdz 2, 20-24). Należał on do tzw. tradycji jahwistycznej, która odznaczała się obrazowym przedstawianiem wydarzeń z początków stworzenia, często nawiązującym do kultury rolnej, a także antropomorficznym przedstawieniem Boga. Do niedawna uważano, że tradycja ta została zredagowana w czasach króla Dawida (ok. 1000 r. przed Chr.), ale dziś większość egzegetów przyjmuje późniejszą datę powstania tych tekstów. W opisie stworzenia według tej tradycji czytamy:
Potem Pan Bóg rzekł: »Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam: uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc«. [...] I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny. Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu (Rdz 2, 18. 20-25).
W opisie tym uderza antropomorfizacja obrazu Boga, który z troski o szczęście człowieka podstawową zasadą jego istnienia czyni możliwość jego życia w relacji. Charakterystyczne jest to, że samotności mężczyzny nie są w stanie wypełnić zwierzęta, a dopiero druga osoba ludzka odmiennej płci. Sformułowanie: pomoc odpowiednia dla mężczyzny, mogło być i w historii było nieraz interpretowane jako rodzaj zależności a nawet podległości, ale hebrajski źródłosłów nie pozostawia tu żadnej wątpliwości: Ezer kenegdo oznacza pomoc przychodzącą od Boga, podobną jemu [mężczyźnie] czy też pomoc na równi z nim[5]. Jest to bardzo ważne sformułowanie dla duchowości małżeńskiej, ujmuje ono bowiem więź małżonków nie jako wyraz tylko ich naturalnych skłonności czy też jakiś zbieg okoliczności, ale jako dar, pomoc daną bezpośrednio od Boga. Tora w tłumaczeniu żydowskim mówi tu o „pomocy naprzeciw niego” [mężczyzny] i dodaje niezwykle cenny komentarz: „Gdy mężczyzna jest tego wart, kobieta będzie mu pomocą; jeśli nie jest wart, będzie ona przeciw niemu”[6]. To znowu wskazuje na to, że na harmonię w związku pracują oboje małżonkowie, przy czym to mężczyzna powinien starać się być wart swojej kobiety, a wtedy ona będzie w stanie właściwie odpowiedzieć na jego zaangażowanie. Widać zatem, że małżonkowie „oboje mają tę samą naturę i są dla siebie nawzajem przedstawicielami Boga Stwórcy. Kobieta ma widzieć w mężczyźnie, z którego została wzięta, obraz Boga, który ją stworzył; mężczyzna ma w niej widzieć uobecnienie życzliwej pomocy Stwórcy”[7].
Sam opis stworzenia kobiety z żebra mężczyzny (hebr. cela)[8], ma wskazywać na to, że kobieta jest bliska jego sercu. Natomiast jego okrzyk: ta dopiero jest kością z moich kości… jest semityzmem, który „wyraża […] fakt adopcji lub więzi rodowych, plemiennych, czy układu przymierza między plemionami. Gdy w kulturze nomadycznej chciano kogoś nowego włączyć w rodzinę, klan lub karawanę, przywódca danej społeczności podnosił osobę dotąd obcą dla grupy”[9] i wypowiadał takie właśnie słowa. Warto także zwrócić uwagę na ich walor emocjonalny i to, że układają się w hymn, w którym trzykrotnie powtórzony jest zaimek „Ta”. Pięknie uzupełnia ten opis jeden z midraszy: „Bóg osobiście przyprowadził narzeczoną (kala) Adamowi. Zaplótł On Chawie włosy i przystroił dwudziestoma czterema różnymi ozdobami. Aniołowie zeszli do Ogrodu Eden, grając dla nich muzykę, a słońce, księżyc i gwiazdy tańczyły. Sam Bóg ustawił chupę (baldachim ślubny) i był chrzanem (kantorem), błogosławiąc Adama i Chawę”[10].
Na koniec mamy podsumowanie: Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. W komentarzy żydowskim czytamy: „nie oznacza to, że mężczyzna ma przestać szanować rodziców”, ale że „przywiązanie mężczyzny do żony będzie tak silne, że opuści dom ojca i założy własny dom razem z nią (Radak; r. Mejuchas)”[11].
Z tego wynika kolejny ważny wniosek dla duchowości małżeńskiej: ma ono „miejsce tylko wtedy, gdy mężczyzna jest zdolny przekroczyć swoje dotychczasowe najmocniejsze relacje i rozpocząć trud budowania relacji osobowej z jedną kobietą jako najmocniejszej w swoim życiu”[12]. Tylko wtedy może on w pełni odpowiedzialnie połączyć się ze swoją żoną.
Rodzaj tego złączenia podkreśla „użyty czasownik hebrajski dawaq, który oznacza przyłączyć się do kogoś z miłości, jak czyni to Rut wobec swojej teściowej (Rt 1, 14), albo złączyć się z kimś w sposób wierny, jak ludzie Judy wobec swego króla (2 Sm 20, 2), albo przylgnąć i trwać z miłością przy Bogu (Pwt 4, 4), albo przylegać, jak pas do bioder (Jr 13, 11), albo trwać nierozerwalnie razem, jak ręka z mieczem w czasie bitwy (2 Sm 22, 10) a nawet przykleić się, jak kości do skóry (Hi 19, 20), czy spoić się tak, jak stapiają się dwa metale razem (Hi 41, 15)”[13]. Widać tu więc, że związek małżeński ma charakter trwałej relacji, a każda próba jego naruszenia musi pozostawić trwałą dysharmonię tworzących je osób. Wskazuje to również na fakt specyficznej relacji, w której „mężczyzna i i kobieta są sobie dani (rozróżnienie co do wzajemnej komplementarności, wpisanej w człowieczeństwo, odpowiada stwórczemu aktowi Boga: „człowieczeństwo oznacza wezwanie do wspólnoty międzyosobowej”) i zarazem dają siebie (decyzja o zjednoczeniu jest owocem aktu wyboru). Księga rodzajy, mówiąc, że mężczyzna opuści ojca i matkę, by połączyć się ze swoją żoną, podkreśla świadomy i wolny wybór, który jest źródłem małżeństwa, amieniając syna wmęża, a córkę w żonę”[14].
Jedność między nimi określa inne hebrajskie wyrażenie basar ‘ehad (jedno ciało). W komentarzu żydowskim czytamy: „Niech przylgnie do swej żony i do żadnej innej, ponieważ mężczyzna i kobieta w rzeczywistości są jednym ciałem, tak jak byli na początku Stworzenia. Lecz stać się tak może tylko wtedy, gdy staną się oni jednym umysłem, jednym sercem, jedną duszą i jeśli skierują wszystkie swe siły i starania ku służbie Bogu (r. Samson Rafael Hirsch)”[15].
Z tego wynikają kolejne wymagania dla duchowości małżeńskiej. Małżonkowie nieustannie muszą budować jedność między sobą, tak intelektualną − poprzez nieustanną wymianę informacji, własnych poglądów, fascynacji itp., na poziomie serca − a więc w sferze wszystkich swoich pragnień, jak również uczuć, wreszcie w wymiarze duchowym, który charakteryzuje się indywidualnym i wspólnym pragnieniem służby Bogu według Jego woli i powołania, jakie im daje. To kapitalne stwierdzenie, bo ukazuje ono jedność małżeńską nie w perspektywie konkurencji wobec Boga, ale w głębokiej jedności z Nim.                               
Podstawą duchowości małżeńskiej jest z jednej strony relacja z Bogiem, która zakłada pełne oddanie i pragnienie służenia Mu, a z drugiej strony więź między małżonkami, która dla nich jest Bożym darem, jak również pomocą w drodze do Niego.
Bóg jest realnie, immanentnie obecny w więzi małżeńskiej, bo to On sam jest jej dawcą. A zatem pielęgnacja wzajemnej miłości przez małżonków staje się jednocześnie pielęgnacją więzi z Bogiem. Z drugiej strony Bóg jest również transcendentny i wykracza poza samą więź małżeńską, a nie zamyka się w niej całkowicie, więc gdyby małżonkowie mieli ograniczać się tylko do dbania o wspólną relację małżeńską bez odwoływania się do relacji z Bogiem, robiliby za mało.
Rozwój w duchowości małżeńskiej, będzie zatem harmonijnym zbliżaniem się małżonków ku Bogu i ku sobie nawzajem. Wymaga on zatem nieustannej troski o jakość obu tych relacji. I ani nadmierna troska o wymiar religijny z pominięciem współmałżonka, ani nadmierna koncentracja na relacji małżeńskiej z pominięciem Pana Boga nie jest tu dobrym wzorcem.
Jeśli natomiast idzie o jedność małżonków „semita rozumie w takim kontekście słowo »ciało« jako przejaw żywej osoby i sposób komunikowania się z innymi. […] Według tekstu biblijnego, dwie osoby różnej płci mają tak komunikować się na zewnątrz, ale także wewnątrz tworzonej rodziny, jakby stanowiły jedną osobę”[16]. Nie można też pominąć tego, że metafora ta odnosi się również do jedności seksualnej, która jest obrazem głębokiej jedności osobowej małżonków. Odnosi się ona również do konsekwencji tego zjednoczenia, jaką jest rodzicielstwo. „Dziecko jest ukształtowane z dwojga rodziców i w ten sposób ich dwa ciała stają się jednym (Raszi)[17].
Brak odczuwania wstydu pomimo odsłoniętej nagości wobec współmałżonka, jest najlepszym dowodem na głębię ich miłości i czystości wzajemnych odniesień. Wstyd staje się powszechnym doświadczeniem dopiero po grzechu pierwszych rodziców. W komentarzu żydowskim czytamy: „Ludzie są zawstydzeni nagością, ponieważ wiążą ją z pożądaniem. Nie było tak jednak w przypadku Adama i Chawy. Wszystkie części ciała służyły im tylko do wypełniania woli Boga, a nie do zaspokajania własnych popędów. Dla nich obcowanie fizyczne było tak samo niewinne, jak jedzenie lub picie, nie mieli więc potrzeby zakrywać swych ciał (Sformo)”[18].
A zatem widać tu kolejny wymiar duchowości małżeńskiej, jakim jest wymóg dążenia do tego, aby pożycie intymne małżonków było wyrazem miłości a nie jakiejkolwiek formy zawłaszczania drugiej osoby. Konieczne jest zatem pełne poszanowanie ciała współmałżonka. Brak oporów i wstydu przed odsłanianiem przed nim własnej nagości będzie wtedy oznaką poczucia bezpieczeństwa i pełnego do niego zaufania.

Elementy duchowości małżeńskiej w kapłańskim opisie stworzenia
Drugi chronologicznie opis stworzenia, zamieszczony w tekście jako pierwszy, należy do tzw. tradycji kapłańskiej. Najprawdopodobniej powstał on w diasporze podczas niewoli babilońskiej (ok. 520 rok przed Chr.), a potem tekst został ponownie zredagowany przez kapłanów. Tradycja ta charakteryzuje się zamiłowaniem do porządku i chronologii. Autorzy posługują się suchym stylem i słownictwem technicznym. Historia prapoczątków jest skomponowana w ten sposób, aby uzasadniać kultyczne powinności ludzi względem Boga. W tekście czytamy:
A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi. Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi (Rdz 1, 26-28).
Tekst ten doczekał się wielu żydowskich komentarzy. Słowa uczyńmy człowieka „uczą nas, że człowiek został stworzony z wielką rozwagą i mądrością, […] z największym zaangażowaniem Bożej Opatrzności i Mądrości (Abarbanel)”[19]. Raszi z kolei podkreśla, że stworzenie człowieka miało inny charakter, niż stwarzanie jakichkolwiek innych bytów, „do tej pory Bóg tworzył za pomocą wypowiedzeń, jednak człowieka stworzył przez własne działanie”[20]. Obraz i podobieństwo człowieka do Boga (w tłumaczeniu żydowskim oddane słowami według naszej istoty [i] według naszego umysłu) wyraża „zdolność myślenia i posiadania wiedzy (Raszi; Bereszit Raba)”[21]. „Człowieka wyróżnia to – pisze Rambam – iż posiada on coś, czego nie ma żadne inne stworzenie na tej ziemi, mianowicie zdolność intelektualnej percepcji. […] Percepcja ta może przypominać – choć to podobieństwo jest pozorne, a nie rzeczywiste – Bożą percepcję”[22]. Z kolei panowanie nad ziemią i zwierzętami ukazuje wyższość człowieka nad nimi, jak i opisuje różne uprawianych ówcześnie zawody: rybołóstwo, myślistwo, hodowlę zwierząt, rolnictwo itp.
Dalej następuje konstatacja, że człowiek może być albo mężczyzną, albo kobietą. W komentarzu czytamy: „Bóg stworzył człowieka o dwóch twarzach, jednej męskiej, drugiej kobiecej; później jednak rozdzielił go (Raszi; midrasz)”[23]. To kapitalne stwierdzenie sugeruje, że pełnię człowieczeństwa osiąga się przez integrację wspomnianych dwóch rozdzielonych pierwiastków. Ma to ogromne znaczenie dla duchowości małżeńskiej, która stanowi dla mężczyzny proces przyswajania sobie elementu kobiecego bez porzucania, ale w harmonii z męskim wymiarem osobowości, z kolei analogiczny odwrotny proces następuje w przypadku kobiety.
Inny autor żydowski z kolei zauważa: „Mimo, że wszystkie istoty żywe zostały stworzone w formie męskiej i żeńskiej, tylko w przypadku ludzi jest podkreślane, że oboje zostali stworzeni według istoty Boga (r. Samson Hirsch)”[24]. Widzimy zatem, że zróżnicowanie płciowe u ludzi ma inne znaczenie niż ma to miejsce w świecie zwierzęcym, bowiem ma bezpośredni związek z podobieństwem do Boga. Zgłębianie tego podobieństwa w relacji małżonków stanowi rdzeń duchowości małżeńskiej.
Bóg zwraca się do mężczyzny i kobiety ze swoim wezwaniem: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną. W komentarzu żydowskim czytamy: „»Bądźcie płodni« odnosi się do małżeństwa; »rozmnażajcie się« – do rodziny, »napełniajcie ziemię« – do społeczności; »posiądźcie ją« – do nabywania własności (r. Samson Rafael Hirsch)”[25].

Wnioski z analizy opisów stworzenia
Na podstawie tych dwóch opisów można wysnuć wniosek na temat podstawowych celów małżeństwa, które mają bezpośrednie odniesienie do duchowości. W przypadku opisu pierwszego byłyby to:
1.      Pielęgnowanie podobieństwa do Boga, które ma znaczenie tak indywidualne (zdolność posiadania wiedzy, percepcja oraz poczucie własnej duchowej tożsamości), jak i wspólnotowe, gdzie podobieństwo to wyraża się w najgłębszej możliwej między ludźmi miłosnej relacji.
2.      Płodność w celu zaludnienia ziemi. W judaizmie była traktowana rygorystycznie do tego stopnia, że po dziesięciu latach bezdzietnego pożycia małżeństwo mogło zostać rozwiązane, w chrześcijaństwie jest inaczej.
3.      Uczynienie sobie ziemi poddanej − co odnosi się do małżeństwa i rodziny, bo stanowi ono najmniejszą komórkę społeczną, która w konkretny sposób oddziałuje na otoczenie.
Opis drugi, bardziej koncentruje się na najważniejszych elementach wzajemnej relacji małżonków, co ma również bezpośrednie odniesienie do duchowości. Tu zatem małżeństwo ma przede wszystkim:
1.       Przełamywać poczucie samotności i wyalienowania pojedynczych osób i odpowiadać na ich potrzebę relacji i wzajemnej pomocy.
2.       Zawierać element zachwytu mężczyzny nad kobietą, a pewnie i kobiety nad mężczyzną. Ma on zarówno charakter erotyczny, jak i duchowy: mężczyzna odnajduje w konkretniej kobiecie głębokie pokrewieństwo duchowe.
3.       Wyrażać definitywne zjednoczenie rozumiane tak w sensie społecznym („opuszcza ojca swego i matkę swoją”) i fizycznym („łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”)
Można powiedzieć, że pierwszy z opisów zawiera więcej męskiego punktu widzenia, który charakteryzuje pewna ogólność, myślenie abstrakcyjne i skoncentrowanie uwagi na rzeczach najważniejszych. Z kolei drugi, opisowy jest bardziej kobiecy, zawiera bowiem więcej szczegółów oraz większe bogactwo psychologiczne. Dopiero oba stanowią całościowe podejście do małżeństwa i stanowią dla siebie konieczny punkt odniesienia. W skazuje na to sposób, w jaki Jezus odwoływał się do tych tekstów. Charakterystyczne jest, że cytując Księgę Rodzaju, Jezus dokonuje kompilacji fragmentów dwóch opisów stworzenia. Mówi: Na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę [fragment opisu kapłańskiego]; dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną i będą oboje jednym ciałem [opis jahwistyczny] (Mt 19, 5). Tym samym zdaje się wskazywać, że w prawidłowym spojrzeniu na małżeństwo muszą zostać uwzględnione w równym stopniu obie perspektywy, jak to wcześniej wykazywaliśmy: męska i kobieca. Powyższy cytat, mimo że skrócony świadczy o tym, że Jezus dobrze znał te teksty w całości i przyjmował ich duchową interpretację.
Trzy duchowe cele małżeństwa ukazane w obydwu opisach stworzenia i zestawione razem w przedziwny sposób się wzajemnie objaśniają.


Duchowe cele małżeństwa
Opis kapłański
Pielęgnowanie podobieństwa do Boga przez odkrycie swojej duchowej tożsamości i wejście w relację miłości
Płodność w celu zaludnienia ziemi.
Czynienie sobie ziemi poddaną

Opis jahwistyczny
Przełamanie pierwotnej samotności ku wzajemnej pomocy i relacji
Zachwyt mężczyzny nad kobietą, także w wymiarze erotycznym
Zjednoczenie rozumiane w sensie społecznym, duchowym i seksualnym

Po zestawieniu tych wymiarów małżeństwa lepiej widać, że opis kapłański koncentruje się na celach ujętych w sposób abstrakcyjny, natomiast opis jahwistyczny uwzględnia wymiar psychologiczny i ukazuje w jaki sposób dane cele są realizowane w praktyce.
Nawiązując do definicji duchowości zaprezentowanej na początku opis kapłański umacnia „świadomość (poznanie) wartości nadprzyrodzonych”, oraz „ich uznanie, czyli wpisanie w swoją hierarchię wartości”, z kolei opis jahwistyczny ukazuje, jak powyższe wartości przejawiają się w działaniu, poprzez które następuje „afirmacja tychże wartości”.

Cezary Sękalski (ur. 1967), żonaty doktor teologii duchowości, dziennikarz i psychoterapeuta. Wykłada w Podyplomowym Studium Duchowości Katolickiej KUL w Lublinie i Karmelitańskim Instytucie Duchowości w Krakowie oraz prowadzi sesje rekolekcyjne dla narzeczonych i małżonków. Jest autorem książkowych wywiadów z dr Elżbietą Sujak oraz książek z dziedziny duchowości: W poszukiwaniu przemiany wewnętrznej. Droga duchowego rozwoju chrześcijanina w Ćwiczeniach ignacjańskich Specjalizuje się w duchowości Ćwiczeń ignacjańskich oraz w duchowości małżeńskiej a także w tematyce nowych ruchów katolickich i w problematyce ewangelizacji medialnej. Mieszka w Krakowie.






1.                         [1]       Referat wygłoszony podczas VIII Kongresu Teologów Polskich w Poznaniu, w: Między sensem a bezsensem ludzkiej egzystencji. Teologiczna odpowiedź na fundamentalne pytania współczesnego człowieka. VIII Kongres Teologów Polskich, Poznań, 13-16 września 2010, Poznań 2012, s. 596-604.
[2]              M. Chmielewski, Duchowość, w: tegoż (red.), Leksykon duchowości katolickiej, Lublin – Kraków 2002, s. 229.
[3]              Tamże, s. 231.
[4]              Tamże.
[5]              Por.  A. Santorski, Sakrament małżeństwa. Znak łaski i powołanie do świętości, Warszawa 1997, s. 12.
[6]              Tora Pardes Lauder, red. i tłum. S. Pecaric, Kraków 2001., s.  20
[7]              A. Santorski, Sakrament małżeństwa, s. 12.
[8]              W tłumaczeniu żydowskim na język polski mowa o boku. Por. Tora Pardes Lauder, red. I tłum. S. Pecaric, Kraków 2001.
[9]              C. Wiéner, Małżeństwo, w: X. Leon-Dufour (red.), Słownik teologii biblijnej, Poznań 1994, s. 445.
[10]             Tora Pardes Lauder, red. i tłum. S. Pecaric, Kraków 2001., s.  21.
[11]             Tamże.
[12]             C. Wiéner, Małżeństwo, w: X. Leon-Dufour (red.), Słownik teologii biblijnej, s. 445.
[13]             Tamże, s.
[14]          A. Sarmiento, Małżeństwo chrześcijańskie. Podręcznik teologii małżeństwa i rodziny. Przeł.  P. Rak, Kraków 2002, s. 69.
[15]             Tora Pardes Lauder, s.  21.

[16]             C. Wiéner, Małżeństwo, s. 445.
[17]             Tora Pardes Lauder, s.  21.
[18]             Tamże.
[19]             Tamże, s. 12.
[20]             Tamże.
[21]             Tamże.
[22]             Tamże, s. 13.
[23]             Tamże, s. 14.
[24]             Tamże.
[25]             Tamże.