o. dr Piotr Nyk OCD
„A gdy spotkają się ze sobą wierność i łaska…” (Ps 85,11n.)
Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta
Stein)
Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein) „całym swoim życiem przerzuciła jak gdyby
most między swoim żydowskim pochodzeniem a wiarą w Chrystusa”. W takich oto
słowach papież Jan Paweł II w Liście apostolskim, wydanym w 1999 roku z okazji
ogłoszenia św. Teresy Benedykty od Krzyża współpatronką Europy podkreślił jej
wkład w pojednanie między narodem żydowskim a wyznawcami chrześcijaństwa. Jej
wkład w owo pojednanie doceniamy przyglądając się jej życiu, które - jak sama
napisała dnia 9 czerwca 1939 roku - ofiarowała m.in „w duchu ekspiacji za
niewiarę ludu żydowskiego, aby Pan został przez swoich przyjęty” oraz za jej
„bliskich, żywych i umarłych, (…) aby nikt z nich nie zginął”. Przyjrzyjmy się zatem jej życiu, a w
nim szczególnie zetknięciu się ze sobą elementów żydowskiej pobożności i wierności
(emuna) z chrystusową łaską (hesed).
Wiele
zdarzeń z życia Edyty Stein świadczy o tym, że bardzo mocno ugruntowana była w niej
postawa wierności prawdzie. Tą cechę charakteru Edyta wyniosła – jak się wydaje
– ze swojego żydowskiego domu, który z powodu wczesnej śmierci ojca, prowadziła
bardzo wierząca i praktykująca matka, Augusta Stein. W autobiograficznych Dziejach pewnej rodziny żydowskiej Edyta wspomina swoją matkę jako człowieka,
który nie znosił wad charakteru, „przede wszystkim zaś kłamliwości,
niepunktualności i wygórowanego mniemania o sobie”.
Wierność
prawdzie, którą żyła Augusta Stein dobrze ilustruje następujące zdarzenie. Bardzo
rzadko chodziła ona do szkoły w sprawie swoich dzieci, ale pewnego razu
interweniowała w sprawie Erny, starszej siostry Edyty. Jej córce przypisano bowiem
kłamstwo. Pani Stein będąc pewna prawdomówności swej córki, wniosła skargę do
dyrekcji szkoły za niesprawiedliwe osądzenie. W tym punkcie matka bardzo zaimponowała
Edycie. Konsekwentne trzymanie się uznanej prawdy Edyta przejęła od niej na
zasadzie identyfikacji. Po latach ujęła to zdarzenie w zdaniu: „Matka nie
chciała, aby na jej dziecku ciążył zarzut kłamstwa”.
Dla
Augusty Stein postawa wierności prawdzie wynikała przypuszczalnie nie tylko z
dobrego wychowania, lecz także z wyznawanej przez nią wiary. Pobożni żydzi
sprawy „wiary” pojmują bowiem jako wierność prawdzie (emuna), którą Bóg objawił o sobie samym i o świecie stworzonym.
Dopiero taka postawa rodzi ufność (emuna),
podobną znaczeniowo do wiary. Hebrajski rzeczownika emuna, oznaczający w Starym Testamencie m.in. „ufność” często
występuje jako przeciwieństwo „kłamstwa” (szeqer).
Dlatego też otrzymuje także znaczenie „prawdomówności” i „szczerości”. Augusta
Stein, matka Edyty, wychowywana na biblijnym wzorcu kobiety „mężnej niewiasty”
z Księgi Przysłów 31,10-31 jako bogobojna kobieta znała zapewne także inne pouczenie
tej księgi mądrościowej, które usta pełne kłamstwa (szeqer) uznaje za wstrętne dla Jahwe, natomiast ich przeciwieństwo,
czyli prawdomówność (emuna) za Jego
upodobanie (por. Prz 12,22).
Jeśli
chodzi o wierność prawdzie i prawdomówności nie możemy zapomnieć, że dla
pobożnej żydowskiej niewiasty, do jakich zaliczała się matka Edyty, liczyło się
także ósme przykazanie Dekalogu. W dosłownym tłumaczeniu brzmi ono: „Nie wolno ci odpowiadać twemu bliźniemu
kłamstwem (szeqer)”. Postulat unikania kłamstwa, który należał do ścisłego
kanonu religijnych przykazań wyznania mojżeszowego i którego tekst hebrajski nierzadko
widziało się wymalowany na ścianach synagog lub przedmiotów kultu, znała na
pamięć także Edyta.
Postulat
życia w prawdzie oraz wrażliwość na prawdę o sobie samym, którymi żyła matka
Edyty wycisnęło na Edycie niezatarte piętno. Augusta Stein nie znosiła, kiedy
ktoś miał zbyt wygórowane mniemanie o sobie. Było to bowiem dla niej oznaką
życia w nieprawdzie i obłudzie. Jeśli dotyczyło to osób z jej rodziny, wtedy
starała się im pomóc i ukazać im drogi dojścia do prawdy nawet za cenę pewnych
nieprzyjemności. Kiedy jej synowa upomniała się dla siebie o wyższą pozycję i o
większe udziały we wspólnie prowadzonej firmie, Augusta Stein sprzeciwiła się temu,
wiedząc, że jest to wygórowane żądanie. Nie bez znaczenia jest fakt, że jako
pośredniczkę w tym sporze matka wybrała właśnie Edytę, chociaż była ona najmłodsza.
Czytając Dzieje pewnej rodziny żydowskiej
ma się wrażenie, że Edyta całe życie posiadała doskonałe wyczucie obłudy, czyli
życia w nieprawdzie o sobie samym. To jej podejście miało, jak u jej matki,
dobroczynny wpływ na spotykających się z nią ludzi. Kolegę ze studiów w
Getyndze, Fryca Kaufmana, który pod maską arogancji ukrywał swoje prawdziwe
oblicze, traktowała w rozmowie z taką miłą szorstkością, że lody w nim pękały,
a on stawał się prosty i serdeczny.
O
wierności prawdzie w życiu Edyty świadczy także kolejny epizod z lat służby
sanitarnej jako siostry Czerwonego Krzyża, do której zgłosiła się na ochotnika
podczas wojny w 1915 roku. Ponieważ szpital polowy w Hranicach, znajdował się
na terenie Austro-Węgier, wracając do Wrocławia musiała przekroczyć granicę z
Prusami. Pomimo zakazu przewożenia listów drogą prywatną zabrała listy rannych
rodaków z Niemiec, aby je przewieźć do ojczyzny. Spotkały ją za to przykre
konsekwencje, aż do realnej groźby aresztowania. Doradzano jej wówczas, aby
zeznała, iż uczyniła to w niewiedzy, gdyż to wpłynęłoby łagodząco na wyrok
sądu. Taka możliwość u Edyty w ogóle nie wchodziła w rachubę. Ona postanowiła
być wierna prawdzie do końca, nawet za cenę zaaresztowania.
„Emuna”,
będąca istotną cechą żydowskiej pobożności i wyrażająca się w ufności wobec
Bożych prawd oraz w dążeniu do prawdomówności i unikaniu kłamstwa, posiada
jeszcze jedno ważne znaczenie. Do jej istoty, tzn. do tego, aby była ona
doskonała i nabrała cech boskich, należy „trwałość”, „wierność” i
„niezawodność”. W tym znaczeniu jest ona w Starym Testamencie cechą przypisywaną
samemu Bogu. Tylko On bowiem może być naprawdę i do końca wierny przymierzom i
obietnicom, które podarował.
Pamięć
na Boga, który jest wierny swoim obietnicom rodzi ufność w Jego pomoc w
trudnościach. Tą ufnością (emuna)
przepełniona była Augusta Stein i potrafiła przelać ją na swoje dzieci. Edyta
odwoływała się do tej postawy swojej matki nawet w tym okresie swego życia, w
którym – jak sama pisała – nie „była jeszcze w stanie uwierzyć w osobowego
Boga”. W najtrudniejszych miesiącach pracy nad swoim doktoratem oraz w związanych
z nim wątpliwościami, co do sensowności swoich naukowych poszukiwań, dodawała
jej odwagi zakorzeniona głęboko w sercu maksyma matki „gdy się człowiek do
czegoś zabiera, to dobry Bóg wspomoże”.
Szacunek
do poznanej prawdy oraz do prawdomówności, które Edyta przejęła od religijnie
ukierunkowanej matki, nabrały w jej całym życiu, nawet w kryzysie wieku
młodzieńczego, w którym przestała się modlić, cech wierności. Jej kryzys wiary
i porzucenie praktyk religijnych powinniśmy widzieć nie tyle jako kryzys wieku
młodzieńczego, co o wiele bardziej jako konsekwencje wierności prawdzie i
autentyczności, której Edyta poza wyjątkiem matki nie znajdowała zarówno w swoim
praktykowaniu wiary, jak swego najbliższego otoczenia. Wyczulenie na prawdziwość
i autentyczność, jaka winna zachodzić pomiędzy pełnionymi uczynkami, a
wypowiadanymi przez usta słowami wiary, której nie znajdowała, była jedną z
przyczyn porzucenia przez nią praktyk religijnych.
Okres
„życia bez Boga” – jak bywają określane lata od 13-tego do mniej więcej 23-go
roku życia – był, zwłaszcza od czasu studiów w Getyndze, ciągłym poszukiwaniem autentyczności
wiary oraz idei osobowego Boga. Od Judaizmu odrzucała Edytę drobiazgowość
przepisów Talmudu, które uznawała za przesadne i niezrozumiałe. Kiedy w
Getyndze zaczęły ją mocniej nurtować zagadnienia religijne, zwróciła się
listownie do swojego dawnego kolegi z Wrocławia, Edwarda Matisa, który był praktykującym
żydem, z zapytaniem: „Czy wierzysz w Boga osobowego?”. Otrzymując od niego w odpowiedzi,
że „Bóg jest Duchem”, i że więcej na ten temat powiedzieć nie można,
stwierdziła po latach, że poczuła się wówczas jakby „zamiast chleba otrzymała
kamień”.
Stała
wierność (emuna) w poszukiwaniu
prawdy popchnęła Edytę na studia. Pragnęła poznać naturę rzeczywistości i oraz
strukturę osoby, dlatego rozpoczęła studia najpierw z psychologii i historii w
swoim rodzinnym mieści Wrocławiu, aby po dwóch latach pojechać do Getyngi na
studia filozofii. Do tego ostatniego kroku pchnęło ją rozczarowanie studiami we
Wrocławiu. Dociekania naukowe przeniknięte były wówczas mocno racjonalizmem
oraz kantowskim idealizmem, który według Edyty mijał się z prawdą, gdyż
wychodził od teoretycznych założeń, nie uwzględniając konkretnej
rzeczywistości. Także psychologia, kierująca się w swych badaniach wynikami
nauk empirycznych, a pomijająca rzeczywistości duchowe w człowieku rozczarowała
Edytę. W Getyndze natomiast uprawiano nowy kierunek filozofii, zwany
fenomenologią, której twórcą był prof. Husserl. Jeszcze we Wrocławiu podsunięto
Edycie książkę Husserla, która ją zachwyciła. Znalazła w niej coś, czego
brakowało jej na studiach we Wrocławiu. Fenomenologia wychodziła bowiem od
obiektywnego oglądu rzeczywistości, aby na tej bazie wypracować pojęcia, język
i aparat naukowy. Metoda ta odpowiadała Edycie i jej najskrytszym poszukiwaniom
prawdy o człowieku.
Studia
w Getyndze stały się dla Edyty Stein, młodej poszukującej ateistki i przyszłej
karmelitanki bosej czasem przełomowym. W Getyndze bowiem wierność prawdzie (emuna), która ją cechowała, spotkała się
z nieznanym jej światem wiary chrześcijańskiej, przeżywanej w życiu innych
ludzi. Wydarzenia, które miały miejsce w tym czasie, czyli od 1911 roku możemy
określić jako spotkanie wierności (emuna)
z chrystusową łaską (hesed), która
sprawia, że człowiek dochodzi do pełni człowieczeństwa i zbawienia.
Hesed oznacza bowiem w Starym Testamencie „miłosierną
miłość”, która zawiera w sobie także element „wierności”. Z tego też względu
była przymiotem przypisywanym najczęściej Bogu samemu. Tylko On bowiem okazywał
się tym, który wobec Izraela był nie tylko miłosierny i łaskawy, ale także
wierny swoim obietnicom. Poprzez proroków Bóg Izraela wzywał swój naród do
takiej wiernej miłości, czyli miłosierdzia połączonego z wiernością prawdzie.
Największym piewcą Bożej hesed i
prorokiem wzywającym do niej Izraela był prorok Ozeasz. To od niego pochodzi
następująca obietnica, która w taki wspaniały sposób zrealizowała się w Teresie
Benedykcie od Krzyża dzięki wierności prawdzie: „I poślubię cię
sobie znowu na wieki, poślubię
przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość (hesed) i miłosierdzie (rahamim).
Poślubię cię sobie przez wierność (emuna), a poznasz Pana” (Oz 2,21-22).
Na
ten przełom życiowy Edyty Stein, czyli na spotkanie jej wierności z łaską
Chrystusa, która doprowadza do poznania Boga, złożyło się wiele przyczyn. Wśród
nich należy wymienić: 1. Świadectwo życia osób wierzących w Chrystusa, do
których należeli tacy wykładowcy jak Adolf Reinach z żoną Anną, Max Scheller oraz
promotor jej pracy prof. Husserl, 2. Wykłady Maxa Schellera, który w
fascynujący sposób poruszał tematy świętości i wiary katolickiej, 3. Zetknięcie
się z cierpieniem i śmiercią ofiar wojny światowej, 4. Lektura autobiografii
św. Teresy od Jezusa.
O
tych wydarzeniach, które tak bardzo zadecydowały o przyszłym jej życiu, sama
napisała później w swoich wspomnieniach, że były to impulsy, które wchłaniała w
siebie, i które – prawie niepostrzeżenie - przekształciły ją wewnętrznie.
Spotkanie
starotestamentowej wierności z łaską chrystusową, które nastąpiło w życiu Edyty
sprawiło, że jej dotychczasowa bezkompromisowa wierność prawdzie uszlachetniła
się i doszła do rozkwitu. Trafne wydaje się zastosowanie do Edyty Stein słów
Chrystusa o uczonym w Prawie, który, gdy stał się uczniem królestwa
niebieskiego, stał się podobny do ojca rodziny, który ze swojego skarbca
wydobywa rzeczy nowe i stare (por. Mt 13,52).
Czym
były owe rzeczy stare, wydobywane ze skarbca Judaizmu, które w życiowych
poszukiwaniach Teresy Benedykty od Krzyża zabłysły nowym blaskiem? Zacznijmy od
początku, czyli od dzieła stworzenia człowieka. Podejmując temat stworzenia
oraz ziemskiej kondycji człowieka, Teresa Benedykta od Krzyża podkreślała, że
człowiek został stworzony przez Boga jako dobry, a dopiero grzech wprowadził
nieład w życie człowieka. Zawsze ostro polemizowała z poglądami tych pisarzy
chrześcijańskich, którzy z samego punktu wyjścia, cielesną kondycję człowieka
uważali za godną pogardy i grzeszną. W tym punkcie Edyta była stanowcza,
wiedząc, że powyższe poglądy mogą być wynikiem wpływu, jaki starożytny filozof
Platon ze swoim negatywnym podejściem do ciała ludzkiego, wywierał przez wieki
na myśli starożytnej i nowożytnej Europy. Edyta bliższa jest biblijnemu
rozumieniu człowieka. Ciało (basar)
zgodnie z tą myślą jest tylko jednym z przejawów życia człowieka i tego kim on jest.
Jest to ten przejaw życia, który chociaż podległy śmierci i przemijaniu, jednak
w boskim zamiarze został stworzony jako dobry. Podobnie kobietę widzi ona nie tylko
jako pomoc daną mężczyźnie, lecz także i
przede wszystkim jako jego konieczne dopełnienie, bez którego mężczyzna nie
mógłby stać się naprawdę mężczyzną i odwrotnie. Według niej, chociaż mężczyzna
i kobieta są do siebie podobni, to jednak różnią się właśnie w tym, co stanowi
ich głębokie powołanie do udzielania sobie pomocy.
Chociaż trudno jest dzisiaj stwierdzić, czy
przylgnięcie Edyty do fenomenologicznej metody Husserla, która wychodzi od
badania rzeczywistości w jej konkrecie, było podyktowane charakterystycznym dla
żydów sposobem myślenia i mówienia, który posługuje się konkretami, to z
większą pewnością możemy mówić o takim wpływie na koncepcję duszy, który
zaprezentowała ona w swoich dziełach. Jej koncepcja bliska jest ujęciu
biblijnemu, wedle którego dusza (nefesz) widziana jest jako ten przejaw życia
ludzkiego, który mocno powiązany jest z ciałem, czyli z odczuwaniem głodu,
pragnienia i innych potrzeb o charakterze fizycznym i psychicznym. Dopiero duch
zajmuje w strukturze osobowości Edyty niejako „najwyższe miejsce”, gdyż z nim
wiąże ona uczucia, wrażliwość na wartości, relacje z innymi oraz zdolność do
empatii.
Kiedy
od czasów studiów w Getyndze niewidzialna łaska Chrystusa zaczęła sublimować i
uszlachetniać to, co było dobre w Edycie, wtedy jej wierność prawdzie stała się
wiernością przepojoną łaską i miłosierdziem Boga. Jeśli jeszcze w podczas studiów
wrocławskich Edyta była bezkompromisowa i nieraz bezlitosna w potępianiu
wszystkiego, co wydawało się negatywne, czyli słabości, pomyłek i błędów
innych, tak po siedmiu latach od tamtego czasu mogła o sobie napisać w taki oto
sposób: „Zmieniło się zupełnie moje ustosunkowanie do ludzi i samej siebie. Nie
zależało mi jak ongiś na tym, by zawsze mieć rację i w każdym przypadku
«pokonać» przeciwnika. Pozostała mi wprawdzie bystrość w dostrzeganiu słabości
ludzi, jednak nie wykorzystywałam już jej, aby ranić bliźnich w najczulsze
miejsca, lecz raczej starałam się ich oszczędzić”.
Podobnie
było u niej z wiernością poznanym ideałom, do których zawsze stanowczo pragnęła
dążyć. Teraz wierność wzbogacona została miłosierdziem. Tak było choćby w
przypadku jej zaangażowania się jako sanitariuszka Czerwonego Krzyża podczas Pierwszej
Wojny Światowej. To, co najpierw podyktowane było obowiązkiem względem ojczyzny
ziemskiej, którą kochała, teraz uszlachetnione zostało przez miłosierdzie. Jej
pełną poświęcenia posługę wobec rannych żołnierzy, polegającą na doborze
najtrudniejszych zadań, na rezygnacji z przysługującego urlopu oraz w narażeniu
swego własnego życia nie można inaczej zrozumieć jak posługę miłosiernego
Samarytanina. Nie było to bowiem tylko czyste wypełnienie obowiązku
patriotycznego. Tam było coś więcej. Była miłość miłosierna wobec drugiego
człowieka. Łaskę miłości i bezinteresownej przyjaźni, której doznała sama w
Getyndze ze strony Reinachów oraz wielu innych, i która tak bardzo ją
pochwyciła, teraz będąc siostrą Czerwonego Krzyża starała się naśladować. Była
to przecież służba bezinteresowna i w pełni poświęcenia dla zupełnie obcych,
złożonych cierpieniami i śmiercią żołnierzy.
Cud
spotkania się wierności (emuna) z
łaską (hesed) w życiu Teresy
Benedykty od Krzyża (Edyty Stein) przyniósł najwyższy owoc miłości, złożenie
swojego życia w ofierze za zbawienie innych. Już trzy lata przed swoją śmiercią
oddała swoje życie Bogu, przeczuwając, co nastąpi i dobrowolnie przyjęła krzyż,
który Bóg włożył na jej naród. Jeśli łaska trafi na podatny grunt, wyda owoc
obfity. Kiedy spotkają się ze sobą łaska i wierność, wtedy jak w Psalmie 85
sprawdzą się słowa: „Ucałują się sprawiedliwość i pokój. Wierność (emuna) z
ziemi wyrośnie, a sprawiedliwość wychyli się z nieba. Pan sam obdarzy
szczęściem a nasza ziemia wyda swój owoc. Sprawiedliwość pójdzie przed Nim, po
śladach Jego kroków – zbawienie” (Ps 85,11-14).